Dyskusja o większym Opolu

Wielkie Opole to bez wątpienia temat, który w ostatnim czasie wzbudza ogromne emocje w stolicy polskiej piosenki i jej okolicach. Jak widać nie sprawdził się patent Hitchcocka, by zacząć od trzęsienia ziemi, a potem już tylko podgrzewać emocje. W momencie, kiedy niczym Filip z konopi prezydent Arkadiusz Wiśniewski wyskoczył z tematem powiększania granic miasta przegrał tę sprawę wizerunkowo. Nie tylko mieszkańcy powiatu opolskiego poczuli się zaskoczeni pomysłem, ale także spora grupa mieszkańców miasta zrozumiała, że coś tu nie gra. Rozumowanie było więc proste. Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o... pieniądze. I bez znaczenia czy ów pieniędzmi są gigantyczne podatki, jakie będzie płacić rozbudowywana elektrownia Opole, czy mówimy o wartości gruntów, które mają się stać własnością miasta.

Nikt nie neguje, że w ostatnim czasie w końcu coś ruszyło w kwestii inwestycji. Powstają nowe zakłady, rozwijają się centra biznesu, co można zauważyć nie tylko w strefie ekonomicznej, ale np. wokół tak chętnie odwiedzanej przez mieszkańców regionu Karolinki. Chociaż już na początku popełniono spory błąd, który zaważył na atmosferze, w jakiej toczy się dyskusja, to nie można odmówić władzą Opola chęci i starań, by zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Niestety działania te ograniczono do rozmów z mieszkańcami miasta, a nie regionu. I konsultacje społeczne niewiele tu zmienią. Kto jest za będzie za, kto jest przeciw nadal będzie przeciwny. Doskonale pokazuje to spór w Aglomeracji opolskiej. Opole chce jednocześnie brać w ramach stowarzyszenia spore pieniądze na inwestycje w mieście, przy czym nie specjalnie liczy się ze zdaniem innych członków. Gdzie tu logika? Przez butną postawę prezydenta pomijane są tak kuriozalne wypowiedzi władz ościennych miejscowości, jak wliczanie w tereny inwestycyjne (których podobno w Opolu nie brakuje) Wyspy Bolko.

Plan Oppeln z 1907 roku.
Pomysł powiększania stolicy regionu sam w sobie nie jest zły i jest to krok, który prędzej czy później nastąpi. Jednak to w jaki sposób zabrano się do niego to po prostu zwykłe partactwo. Dlaczego nie rozpoczęto całego procesu od rozmów właśnie z ościennymi gminami? Ich władzami i mieszkańcami? Dlaczego nie zmusza się do dyskusji także przeciwnej strony poprzez pokazywanie jasnych argumentów za? W zamian za to mamy pokaz domniemanej wyższości, które momentami zakrawa na zwykłe chamstwo.

Jasne jest, że tylko Opole posiada fundusze na uzbrojenie działek inwestycyjnych czy włączenie ich w Wałbrzyską Strefę Ekonomiczną. Nie zrobią tego ani Dąbrowa, ani Turawa. Być może powinno zagwarantować się nowym dzielnicą już teraz odpowiednie wydatki w budżecie po zmianach granic? Bo, że Opole urośnie, raczej nie ma wątpliwości. Mamy tu sprzeciw władz związanych głównie z Mniejszością Niemiecką i wniosek popierany przez Arkadiusza Wiśniewskiego. Przypomnijmy, że ten w stolicy ma nie tylko Janusza Kowalskiego, ale także związanego z Opolem wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Decyzję o ewentualnym rozszerzeniu granic podejmuje premier rządu. W obecnej sytuacji decyzja jest dosyć przewidywalna.

Niestety w tej sytuacji władze "rozbieranych" gmin powinny skupić się na tym, jak ograniczyć straty i dogadać się z miastem w kwestii rekompensat. Pamiętajmy jeszcze o jednym. W nowym, większym Opolu chodzi nie tylko o pieniądze z podatków. Chodzi o grunty inwestycyjne. Na nowych miejscach pracy w Opolu skorzysta nie tylko Opole, ale także sąsiednie gminny, których znaczna liczba mieszkańców już i tak zawodowo związana jest ze stolicą województwa.