Opolanie są odporni na niewygody - rozmowa z Papą Musiołem

Poniższy tekst jest to wywiad autorstwa Stanisława Racławickiego z ówczesnym prezesem Towarzystwa Przyjaciół Opola, byłym burmistrzem miasta - Karolem Musiołem, który został opublikowany w materiałach festiwalowych towarzyszących XVII KFPP (1979) w Opolu. 

Prezesa Towarzystwa Przyjaciół Opola zastałem jak zwykle w trakcie załatwiania pilnych spraw festiwalowych. Odbierał telefony, wydawał dyspozycje skromnemu damskiemu personelowi, przyjmował gości, których zabawiał dykteryjkami. Wszystko to odbywało się równocześnie, co u kogoś kto zna Prezesa nie mogło budzić zdziwienia. Umiejętność załatwiania wielu spraw na raz posiadł – jak sam przyznaje – jeszcze w okresie wieloletniego burmistrzowania w Opolu, kiedy to stosunkowo często musiał wyręczać personel w rozstrzyganiu rozmaitych problemów. A ponieważ było ich z reguły sporo, aby nie gromadziły się zaległości rozmawiał z kilkoma petentami równocześnie i w miarę możliwości każdą z rozmów starał się sfinalizować ostateczną decyzją.

Czy obecny XVII festiwal, czy będzie się wyróżniał czymś szczególnym, co pozwoli go zapamiętać? Postawiłem to pytanie w przerwie, kiedy Prezes po zakończeniu rozmowy telefonicznej szykował się właśnie do przypomnienia wszystkich znanej anegdoty:

Myślę, że wszystkim pokoleniom miłośników naszego festiwalu i w ogóle polskiej piosenki będzie przyjemnie odwołać się do wspomnień bliższych i dalszych. Obecny festiwal jest pod tym względem wyjątkową okazją. W ciągu trzech dni największe gwiazdy estrady przypomną wszystko, co najpiękniejsze w powojennej piosence polskiej. I ten akcent wspomnieniowy zaciąży chyba nad XVII festiwalem, chociaż wcale nie chcę przez to powiedzieć, że wśród piosenek premierowych nie znajdą się takie, które będą w stanie rywalizować w popularności z uznanymi już przebojami.

A nie sądzi Pan, że tydzień festiwalu to trochę za długo jak na możliwości kondycyjne organizatorów i publiczności? Nie wspominam o repertuarze, bo na nowy możemy praktycznie liczyć tylko w debiutach i premierach, czyli w trzech koncertach na jedenaście. Niefortunny wydaje się także wybór piątku na koncert finałowy. Chyba korzystniejszy dla widzów byłby finał w dzień wolny od pracy, a w ostateczności w sobotę?

Chyba ma pan rację, ale festiwal w samym Opolu ogląda parędziesiąt tysięcy widzów. W telewizji natomiast ma milionową widownię i z wymogami instytucji, która tę widownię reprezentuje musimy się liczyć. Interesy telewizji dyktują i długość festiwalu i kalendarzyk poszczególnych koncertów.

Czy wobec tego bez udziału telewizji nie wyobraża Pan sobie swojego festiwalu?

Dziś już nie. Bez telewizji mógłby to być co najwyżej festyn piosenki o znaczeniu lokalnym, ale nie impreza rangi ogólnopolskiej.

A które z pań śpiewających na festiwalu Pan Prezes najbardziej lubi?

Kunicką, Santor i Sośnicką.

Mówi się ostatnio tu i ówdzie o organizowaniu festiwalu opolskiego co dwa lata. Co Pan o tym sądzi?

Przypuszczam, że byłby to początek końca tej – w moim przekonaniu – zasłużonej dla polskiej kultury imprezy. W końcu jest to festiwal o charakterze twórczym w odróżnieniu od niektórych podobnych imprez, na których tylko odtwarza się piosenki już znane i uznane. Tam bardzo rzadko możemy słuchać piosenek ambitnych, trudniejszych w odbiorze.

Ale festiwali jest przecież w świecie coraz mniej. W końcu i Opolanie mogą mieć dość wielogodzinnych posiedzeń na twardych ławkach amfiteatru?

Opolanie są odporni na niewygody. Ileż to razy mokli na deszczu, a z amfiteatru nie wychodzili. W tym roku znowu mieliśmy 52 tysiące zgłoszeń na bilety na koncert finałowy. Ta liczba mówi sama za siebie. Jeżeli idzie o frekwencję to nawet pierwszoligowa "Odra" musiałaby z nami przegrać.

A czy stosunek Opolan do festiwalu nie ma charakteru wyłącznie konsumpcyjnego? Nie słychać o opolskich twórcach piosenek, o piosenkarzach z Opola, o muzykach?

Chłopie oni nie mogą się tam docisnąć, a mówiąc bez żartów ma pan rację, ale tylko częściowo. Rzeczywiście za mało Opolan angażuje się, poza czynnościami organizacyjno-technicznymi, w produkcję festiwalową. Ale nasze wysiłki zmierzające do pozyskania Opolan dla festiwalu nie zawsze kończyły się pomyślnie. Np. współpraca z muzykami opolskimi, których angażowaliśmy do orkiestry festiwalowej, nastręczała tyle trudności, że w końcu trzeba było dać za wygraną. Niemniej redaktorzy opolskiej rozgłośni - Roman Pillardy i Edward Spyrka wspólnie czuwają w tym roku nad koncertem debiutów. Nie dalej jak rok temu opolski zespół "Ballada" zdobył jedną z głównych nagród festiwalu. Nie jest więc tak źle, ale na pewno mogłoby być lepiej jeśli idzie o twórczy współudział Opolan w naszym festiwalu.

I jeszcze jedno pytanie. Czy festiwal zmienił swą oficjalną nazwę? Na niektórych drukach pojawiła się bowiem w ubiegłym roku nazwa imprezy odmienna od tej, do której przyzwyczajano nas przez minionych 16 lat: Festiwal Polskiej Piosenki zamiast Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki.

Mogę pana zapewnić, że nazwa nie uległa zmianie. Po prostu ciągle zmieniają się ludzie organizujący festiwal w instytucjach, z którymi razem tę imprezę tworzymy. Nawiasem mówiąc byłoby dobrze, gdyby tych ludzi rzadziej wymieniano. Ale, niestety nie zawsze mamy wpływ na treść ukazujących się pod naszą firmą wydawnictw. Stąd i wspomniane przez pana nieporozumienie, bo nasza impreza była i jest KRAJOWYM FESTIWALEM POLSKIEJ PIOSENKI i taką chyba pozostanie.