Szymon Koszyk: dziecko dzielnicy tygrysów

Jak ktoś kiedyś śpiewał "nie jest łatwo zapominać o ludziach". Nam jednak ta wątpliwa sztuka udaje się nader łatwo. Gdy jednym stawiamy pomniki o innych nie zająknie się nikt. Tym razem będzie to historia, która pokazuje, że o bohaterach dobrze jest pamiętać. I to nawet jeżeli ich życiorys nie jest idealny.

Historia życia Szymona Koszyka rozpoczyna się w ostatnich latach XIX wieku. Dokładnie jest rok 1891 roku kiedy przychodzi na świat w wówczas najpodlejszej dzielnicy Oppeln - na Zaodrzu. Sam po latach powie, że była to najgorsza dzielnica w mieście. Nie bez powodu jest to ważny fakt. Pokazuje jak wielką pracę wykonał by osiągnąć w swoim życiu coś, co dzisiaj nazwalibyśmy sukcesem. Oczywiście droga jego życia była wyjątkowa, trudna i bywa że dzisiaj nierozumiana. Koszyk był absolwentem prószkowskiego seminarium nauczycielskiego, nie pracował jednak nigdy w swoim wyuczonym zawodzie. Jak wielu młodych ludzi tamtych czasów został wysłany na front I wojny światowej. Ranny zdezerterował i ukrył się początkowo w Tarnowie, a z czasem wrócił do rodzinnego Opola. Być może to ta sytuacja zaważyła na jego dalszym życiu. Po powrocie w rodzinne strony dołączył do propolskiego podziemia. Brał udział we wszystkich powstaniach śląskich i dał się poznać jako zagorzały zwolennik zmian na ziemiach opolskiej rejencji.

W wielu inicjatywach są i takie, które dziś przywołują na naszych twarzach uśmiech. Taką historią może być pochód z 2 maja 1920 roku. Z jednej strony organizowany właśnie przez Koszyka propolski pochód, z drugiej organizowany przez Jana Mrochenia (przyszłego komunistycznego wojewodę opolskiego) pochód proniemiecki. Oba te marsze spotkały się na moście katedralnym. Efektów tego spotkania można się domyślać, obserwując także współczesne demonstracje o tak odległych od siebie poglądach. Wśród rannych znalazł się również bohater tego artykułu. Jak głosi tekst obdukcji miał 28 ran i obrażeń. Co w tym zabawnego? Koszyk nie znał języka polskiego, z kolei Mrocheń używał tylko gwary śląskiej. Niemożliwością było by się porozumieli co tylko potęgowało frustrację.

Pod koniec lat '20 XX wieku Koszyk trafia do Polski. Zatrzymuje się w odzyskanych niedawno Katowicach, gdzie tworzy m.in. czasopismo "Der weisse Adler" - skierowane do niemieckojęzycznych Ślązaków. Do czasu wybuchu II wojny światowej aktywnie działał w śląskim środowisku dziennikarskim i archiwistów wspierając m.in. Archiwum Biura Sejmu Śląskiego. Jest to ciekawy fakt z historii życia Szymona Koszyka, szczególnie biorąc pod uwagę, że jego język polski był wyjątkowo słaby. Głównym językiem jakim się posługiwał był od zawsze niemiecki. Problemy z porozumiewaniem się po polsku widać było także w trakcie wcześniej wspomnianej bijatyki na moście.

Szczęśliwie udało mu się przetrwać czas walk II wojny światowej i w 1945 roku trafił do Głuchołaz. Otrzymał nominację na burmistrza tego małego i spokojnego miasteczka. Pomimo wielu trudności jakie napotkał jako włodarz w podnoszącym się po wojnie mieście szybko udało mu się uporać z problemami życia codziennego. Najpoważniejszym był brak żywności dla uciekinierów z bardziej zniszczonych miast w regionie. Zdobywano ją m.in. plądrując pozostawione przez poprzednich właścicieli sklepy i magazyny. Wraz z końcem 1947 roku Koszyk wrócił do Opola. Zostaje pozbawiony swojego dotychczasowego stanowiska głównie przez swoje niemieckie pochodzenie i przeszłość. W swoim rodzinnym mieście powrócił do dziennikarskiego fachu redagując "Słowo Powszechne".

Na ostatnim etapie swojego życia Koszyk oddał się pracy naukowej. Był jednym z czołowych naukowców pracujących w ramach nowo powstałego Instytutu Śląskiego. W swoich wspomnieniach bardzo często wracał do Zaodrza. Z pieczołowitością opisywał życie tej dzielnicy, nazywanej przez niego "dzielnicą tygrysów" (ze względu na liczne pijackie burdy). Dzięki niemu dziś możemy dowiedzieć się sporo o tym jak wyglądało codzienne życie w Opolu  na przełomie XIX i XX wieku.  Szymon Koszyk zmarł 11 sierpnia 1972 roku.

TEKST: Grzegorz Bogdoł
fot.[Muzeum Śląska Opolskiego]