Przestrzeń wspólna - czyli niczyja?

W ostatnich dniach prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski dosyć niespodziewanie dołączył do walki o uporządkowanie przestrzeni publicznej. Bez zbędnego gadania wprowadził zakaz sprzedaży przestrzeni reklamowej w autobusach opolskiego MZK dla polityków biorących udział w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Tym jednym ruchem wywołał (ponownie) dyskusję o jakości przestrzeni publicznej w naszym mieście. Przestrzeni, która jest wspólna. A jak wiadomo co wspólne - najczęściej niczyje.

Reklamy polityków w autobusach pojawiały się regularnie od wielu lat. Śmiem stwierdzić, że była to jedna z najbardziej ucywilizowanych form reklamy w trakcie kampanii wyborczych. Plakaty były zawieszone estetycznie, a co najważniejsze dbano, by zniknęły z przestrzeni zaraz po zakończeniu politycznego wyścigu szczurów. Znacznie mniej urokliwe, a nawet w niektórych przypadkach nielegalne były i są inne formy reklamy. Wspominając ostatnią kampanię do parlamentu, możemy przypomnieć o lawetach parkujących na chodnikach (np. Patryk Jaki), o płachtach na barierkach mostów i wiaduktów,  o oklejonych reklamami samochodach, a w końcu o wszechobecnych latarniach oblepionych najbardziej podłymi kartonami z podobiznami wybrańców narodu (tutaj grzeszyły chyba wszystkie opcje polityczne).

Szczególnie ta ostatnia forma reklamy jest dla przestrzeni Opola uwłaczająca. Być może pojawiły się kiedyś badania mówiące o ich skuteczności, że z taką lubością kolejny politycy zaśmiecają miasto? Gdyby jeszcze znikały one równie szybko, co się pojawiały. Nawet dziś wystarczy przejechać się ulicą Budowlanych, by dostrzec reklamy polityków opolskiego PISu, do majowych wyborów europejskich. Powiesić jest łatwo, a posprzątać? Co z tego, że takie reklamy powinny zniknąć w ciągu 30 dni od dnia wyborów? Kto zwróci uwagę parlamentarzyście lub nałoży na niego grzywnę?

Od kilku dnia trwa także dyskusja nad najnowszym dziełem promującym wicewojewodę opolską Violettę Porowską. Ta uśmiechnięta wita wszystkich przechodzących ul.Krakowską. Jak wyliczyła jedna z opolanek, baner ma blisko 100 metrów kwadratowych! Urzędnicy ratuszowi (którzy oczywiście sami reklamy nie zauważyli...) dociśnięci przez dziennikarzy obiecali sprawdzić, jak baner ma się do opolskiej ustawy krajobrazowej. Chociaż prawdopodobnie wisi legalnie, nawet gdyby złamał przepisy prawa miejscowego czy któryś z urzędników odważyłby się wyegzekwować jego ściągnięcie?

Jak możemy brać na poważnie polityków, którzy śmiecą we własnym domu? Bo właśnie takim domem powinno być dla nich Opole. Czy zostawiacie w swoim mieszkaniu lub domu śmieci na długie miesiące? Mam wrażenie, że to właśnie od nas, wyborców zależy jak będzie wyglądała kampania. Czy pojawią się kolejne banery reklamowe, czy zawisną ohydne kartony na latarniach i plakaty na każdej skrzynce elektrycznej. To my wszyscy, jako wyborcy, możemy powiedzieć: wsadź sobie ten baner... do śmietnika i dbaj o to co wspólne!

Tekst: Grzegorz Bogdoł