Dżuma w Opolu - morowe powietrze nad miastem


Ospa, czerwonka, trąd czy dżuma to tylko kilku cichych zabójców, którzy dziesiątkowali mieszkańców średniowiecznych miast. Wśród najstraszliwszych epidemii przodowała czarna śmierć, która od 1347 roku zabijała miliony mieszkańców Europy.

Morowe powietrze dziesiątkowało także średniowieczne Opole, jednak dzisiaj brakuje wspomnień z tamtych czasów. Zachowały się za to dokumenty mówiące o zarazie dżumy, która dotarła do naszego miasta 300 lat później – w 1679 roku.

Jak głosi legenda, czarną śmierć do Opola przyniósł kupiec, który podróżował ze wschodu do miasta, by zdobyć tu pracę. Zatrzymać się miał w jednej z gospód, która znajdowała się przy dzisiejszym placu św. Sebastiana. Kilka dni po przybyciu do miasta zaczął się źle czuć. Dżuma płucna atakowała drogi oddechowe, podczas gdy dżuma dymienicza powodowała obrzęk węzłów chłonnych i zmiany skórne. Nie wiemy, które z objawów pojawiły się u zakażonego, ale zmarł po kilku dniach od przybycia do miasta. Niestety gospoda była w tym czasie chętnie odwiedzana przez mieszkańców, więc choroba szybko rozprzestrzeniła się po ulicach miasta. Zarażenie następowało drogą kropelkową od drugiego człowieka. Medycyna była znacznie bardziej rozwinięta niż w średniowieczu, więc ludzi nie powiązywali już zarazy z koniunkcją planet. Mieli oni większą świadomość, jak następuje zakażenie. To właśnie z przełomu XVI i XVII wieku pochodzą specjalne kostiumy dla medyków, z maskami przypominającymi dziób ptaka.

Trwająca rok epidemia dżumy w Opolu zabiła ponad 900 mieszkańców, co stanowiło blisko połowę wszystkich, którzy wówczas mieszkali w mieście. Bogatsi ludzi ratowali się ucieczką, jednak dżuma rozprzestrzeniała się także na kolejne miejscowości. Szybko podjęto decyzję o zamknięciu miasta i utworzeniu straży wokół murów miejskich. Nikt nie mógł do niego wejść ani wyjść. Zmarłych chowana poza murami miejskimi, często w masowych, bezimiennych grobach.

Bogatsi mieszkańcy mogli pozwolić sobie na mniej lub bardziej skuteczne lekarstwa, biedniejsi wybierali powszechny czosnek i suszone ropuchy. I jedni i drudzy modlili się o ustanie zarazy. W końcu ich modlitwy zostały wysłuchane. Wraz z rokiem 1681 liczba zachorowań zaczęła maleć, a od lipca tego roku nie odnotowano już żadnego zakażenia. Jeszcze w trakcie trwania epidemii postanowiono zburzyć karczmę, w której wszystko miało się rozpocząć, a na jej miejscu wybudować kościół. Jednocześnie na Przedmieściu Gosławickim (przy dzisiejszej ul.Oleskiej) ustawiono figurę św. Sebastiana, która miała chronić mieszkańców przed kolejnymi zarazami nadciągającymi z tamtych stron.

Kościół konsekrowano w 1720 roku, jego patronami zostali św. Sebastian, św. Karol Boromeusz, św. Franciszek Ksawery, św. Roch i św. Rozalia. Na placu przed kościołem zaczęto organizować targ garncarski, na którym swoje produkty wystawiali rzemieślnicy z miasta i okolic. Ciekawostką jest, że kościół ten jako jeden z nielicznych w mieści ustawiony był na linii północ – południe. Zapewne nie jest to specjalna intencja, a raczej efekt umieszczenia świątyni pomiędzy istniejącymi już kamienicami. 200 lat później przebudowano kościół, według projektu architekta Jana Ehla. To właśnie wtedy dodano na jego fasadzie płaskorzeźbę Św. Sebastiana, przebitego strzałami, autorstwa Kurta Spribille.

Tekst: Grzegorz Bogdoł