Dzień targowy w Opolu


Na straganie w dzień targowy, takie słyszy się rozmowy… Handel w XVIII-wiecznym Opolu toczył się wedle ścisłych reguł, które w znacznym stopniu hamowały swobodną sprzedaż i rozwój miasta. Mieszkańcy niejednokrotnie protestowali przeciwko ograniczeniom, a co sprytniejsi skutecznie je omijali.

Handel w Opolu rozwijał się dosyć równomiernie od średniowiecza. Miasto nie miało wyjątkowego „złotego okresu”, a stanowiło przykład stabilnego rozwoju. W zgodzie z przywilejami nadanymi jeszcze w średniowieczu, handel mógł odbywać się tylko w dwa dni w tygodniu – wtorek i piątek. Hodowcy ryb z Opola otrzymali wyjątkowo możliwość handlu przez cały tydzień, jednak władze miejskie próbowały ten przywilej ograniczyć.

Sprzedaż odbywała się na kramach i jatkach w centrum miasta oraz na tymczasowych stoiskach poza murami miejskimi. Ilość kramów (sklepów) działających w mieście ograniczały przywileje lokacyjne. Dozwolona liczba działających sklepów nie zmieniała się w Opolu przez wieki, co zmusiło władze do małego oszustwa. Dozwolone prawem kramy podzielono na pół, dzięki czemu dwa razy więcej sprzedawców mogło oferować swoje produkty mieszkańcom. Do XVI wieku na opolskim Rynku funkcjonowały sukiennice – swego rodzaju dom targowy podobny do tych znanych z Krakowa. Nie były one w pełni wykorzystywane i zostały wyburzone, a w ich miejscu rozbudowano ratusz. Od tej pory handel na głównym placu Opola odbywał się na jego zachodniej pierzei, gdzie ustawiono jatki. Część bud dla handlarzy ustawiono także na dochodzących do Rynku uliczkach.

Na targowiskach poza handlarzami z miasta, bardzo chętnie swoje wyroby oferowali mieszkańcy okolicznych wsi. Mogli oni na Rynku sprzedawać tylko produkty spożywcze. Tzw. „sturarze” czyli rzemieślnicy wiejscy nie mieli prawa uczestniczenia w miejskim handlu. Wystawiali więc swoje stoiska poza murami miejskimi, tuż przy bramach do miasta. Były to świetne miejsca do handlu, ponieważ miasto w dni targowe ściągało do siebie prawdziwe tłumy. W XVII wieku miasta królewskie czyli Opole, Racibórz, Gliwice, Prudnik i Żory starały się jeszcze bardziej ograniczyć wolny handel ludności wiejskiej, wprowadzając dodatkowe opłaty, cła i myta. Wszystko to miało doprowadzić do monopolu sprzedawców miejskich, którzy mogliby bez problemu podnosić ceny oferowanych produktów.

Ważną częścią opolskiego handlu była sprzedaż piwa i wódki. Każdy z opolan mógł produkować w domu alkohol, jednak obowiązywały limity produkcji na jednego mieszkańca. Miasto starało się to kontrolować poprzez słodownie, która mogła sprzedawać mieszkańcom słód, tylko wedle ustalonego limitu (podobnie do znanej z PRLu sprzedaży „na kartki”). Ograniczenia te nie dotyczyły wolnych domów. Oczywiście nie brakowało oszustów, którzy dzięki znajomościom kupowali znacznie więcej słodu niż mogli lub sprowadzali go nielegalnie spoza miasta. Prym w oszustwach wiodła szlachta i duchowieństwo. Każdy opolanin mógł wyprodukowany alkohol sprzedać do karczm w Opolu, Czarnowąsach, Półwsi i Bierkowicach. W owym czasie był to jeden z popularniejszych sposobów zarobkowania.

Dziś na opolskim Rynku handel odbywa się tylko sporadycznie. W trakcie trwających targów lub jarmarków, tak jak i kiedyś zjeżdżają się wystawcy i sprzedawcy z całej Europy by oferować mieszkańcom Opola swoje wyroby. Mimo upływu wieluset lat, tradycja handlu na głównym placu miejskim, chociaż okazjonalnie i w nieco zmienionej formie, przetrwała do dziś.

TEKST: Grzegorz Bogdoł