O czym plotkowano w dawnym Opolu?


Plotka to jeden z najstarszych wynalazków świata. Przez setki lat pełniła ona jedyne, chociaż nie zawsze wiarygodne, źródło informacji o tym co dzieje się w mieście. Wygrywała z miejskimi obwieszczeniami, przekazywana była na miejskich targowiskach i w karczmach. Czasem też, plotkowanie kończyło się na sądowej sali w opolskim ratuszu.

Nie od dziś wiadomo, że zupełnie inne normy obowiązywały (i chyba wciąż obowiązują) ludzi zamożnych i dobrze sytuowanych od tych, którzy w życiu mieli nieco mniej szczęścia. Podobnie było w dawnym Opolu. To co wypada, zależało od przynależności do odpowiedniej warstwy społecznej. Mieszczanie, a więc osoby z założenia nie tylko mieszkające w Opolu, ale także zamożniejsze, były pod znacznie większym społecznym „nadzorem” niż tzw. „ludzie wolni”, czyli biedota, plebs i służba, najczęściej zamieszkująca przedmieścia. Szczególnie szerokim echem odbijały się wszelkie występki erotyczne. Takie sytuacje, jak nieślubne dziecko pomiędzy dwiema osobami z niższego stanu, nie budziły większego zainteresowania, ale już romans pomiędzy mieszczaninem, a służącą stanowił temat cicho powtarzanych plotek na miejskich targowisku. Mezalianse były też surowo karane przez opolskie prawo.

Będąc już na targowisku, nie sposób nie wspomnieć, jak bardzo łączące było to miejsce. Chociaż oficjalnie paniom z dobrych domów, nie wypadało utrzymywać kontaktów ze służbą, to targowisko stanowiło cichy wyjątek. To tutaj dowiadywano się co słychać u sąsiadów, a służba (i nie tylko) ochoczo wymieniała sekrety z życia swoich pracodawców.

Swego czasu, sporym echem w Opolu odbił się wyrok na prostytutce Annie Szrotarzonce, który zapadł w 1704 roku. Ciężarna dama do towarzystwa miała naubliżać, a następnie zaatakować szanowną mieszczankę, zajmującą się produkcją czapkę, panią Krasowską. Można jednak przypuszczać, że to nie Szrotarzonka rozpoczęła kłótnię, a zazdrosna o swego męża czapniczka, który bez dwóch zdań miał całkiem bogatą historię znajomości z ciężarną oskarżoną. Pod okiem miejskich sędziów znalazło się także życie córki Jana Strzeduli, która (jak mawiano na miejskim targowisku) miała wyjechać do Wrocławia aby urodzić tam nieślubne dziecko.

Targowisko odbywające się dwa razy w tygodniu ściągało do miasta wielu mieszkańców podopolskich miejscowości to też i plotki roznosiły się w szalonym tempie. Na co dzień jednak, opolanie dzielili się swoimi informacjami w karczmach. To tam, przy sporej ilości alkoholu można było dowiedzieć się, co dzieje się akurat w mieście. Oczywiście spożycie przesadnej ilości piwa czy wódki nie raz było przyczynkiem do wszczęcia awantury i bijatyk, która swój finał miała w sądzie. Czasem w karczmach odbywały się też znane nam dzisiaj „dyskoteki”. Ich pierwowzory ściągały pod dach gospody młodzież, która tańczyła, bawiła się, a i czasem oskarżana była o nieprzyzwoite zachowanie. Co ważne, w zamkniętych społecznościach, karczmy pełniły też funkcję „żywych bibliotek”. Podróżnicy przemierzający Europę, którzy zatrzymywali się na postój w opolskich przybytkach byli prawdziwą skarbnicą wiedzy o świecie. Nie raz też, wywoływali oni awantury, które kończyły się cuceniem nieprzytomnego nieszczęśnika czosnkiem i siarką a dla krewkiego napastnika wyrokiem sądu.

tekst: Grzegorz Bogdoł